wtorek, 4 sierpnia 2009

Pszczyna: pałac, skansen i zagroda żubrów











Kolejny dzień pobytu w Rajczy nie zapowiada się ciekawie z racji pogody. Nie jest co prawda najgorsza, ale z powodu chmur nie będzie można liczyć na dobrą widoczność. Postanawiam więc wybrać się do Pszczyny nazywanej perłą Górnego Śląska. Miasto odległe jest od Rajczy o około 60 km i ma bezpośrednie połączenie kolejowe, więc z dojazdem nie ma najmniejszego problemu.

Głównym celem wyprawy jest zamek, na który niedawno natknęłam się w internecie. Z dworca PKP bez problemu można dojść do niego na pieszo. Wejście wygląda imponująco. Mimo, że jest stosunkowo wczesna godzina, kręci się wokół niego sporo ludzi. Bilety wstępu drogie, ale można wybrać, czy chce się zwiedzać całość, czy tylko część, a do wyboru są wnętrza zamkowe zlokalizowane na trzech kondygnacjach, zbrojownia w podziemiach i gabinet miniatur (miniaturowych obrazów - nie mylić z innymi miniaturami). Ja wybieram całość, ale po fakcie okazuje się, że z miniatur można było swobodnie zrezygnować - jak dla mnie nic ciekawego. Za to wnętrza są imponujące i znacznie przekraczają moje wcześniejsze o nich wyobrażenia. Uwagę zwraca ogromna ilość trofeów myśliwskich i to nie tylko poroży, jakie można zobaczyć w wielu miejscach, ale także bardziej imponujących jak cios słonia, róg nosorożca, czy wypchany żubr. Wszystkie sale pięknie umeblowane - sypialnie, gabinety, łazienki, garderoby, jadalnie... Mnie najbardziej podoba się klatka schodowa, wielka sala lustrzana zajmująca dwie kondygnacje oraz połączone ze sobą biblioteka i wielki salon, całe wyłożone boazerią z drzewa orzechowego. Naprawdę robią wrażenie. Przejście wszystkich sal wraz z czytaniem opisów zajmuje mi godzinę. Ponieważ mam sporo czasu, więc postanawiam przejść trasę jeszcze raz. A na koniec jest jeszcze podziemna zbrojownia, a w niej m.in. miecz katowski i zbroja samurajska - to te, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.

Z tyłu zamku rozciąga się 150 ha park z licznymi stawami połączonymi kanałami. Nie mam czasu przejść go całego, więc biegnę tylko kawałek, żeby zrobić zdjęcie zamku od strony parku, który stąd też prezentuje się dostojnie Potem miałam iść do skansenu, ale co i rusz widzę kierunkowskazy na zagrodę żubrów, więc postanawiam iść i tam. Zagroda jest na terenie parku, ale z racji jego rozmiarów nie oznacza to bynajmniej, że jest tam blisko. Nie robi ona na mnie szczególnego wrażenia - może to z racji tego, że stale patrzę na zegarek. Oprócz żubrów są tam jeszcze inne zwierzaki, ale wszystko gdzieś się pochowało, a ja nie mam czasu na ich wypatrywanie. Chwile obserwuję tylko same żubry w porze karmienia i lecę dalej do skansenu.

Skansen też jest na terenie parku, ale w innej jego części, kilka kroków od dworca PKP. W środku jest kilkanaście budynków prezentujących dawne budownictwo wsi pszczyńskiej np. wielka ośmioboczna stodoła z wozami, saniami i karawanem, który wszyscy z powodu ciemności biorą w pierwszej chwili za dorożkę. Jest też chata mieszkalna z umeblowaniem, kuźnia, malutki wiatrak, i pasieka składająca się z zabytkowych rzeźbionych uli zamieszkanych cały czas przez pszczoły. Uroku dodają owce i kozy, które w liczbie kilku sztuk wałęsają się po swojej zagrodzie. Powoli robi się coraz bardziej pochmurno, ale do pociągu mam jeszcze trochę czasu, więc kręcę się po skansenie to tu, to tam. A potem z powrotem pociągiem do Rajczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz